Siada dyplomowany historyk do pisania i płodzi lekką w treści i świeżą tematem książkę. Niemożliwe? Koprowi się udało.

Pomysł na sukces warszawskiego naukowca jest dość prosty i zadziwiająco skuteczny. Specjalistyczną wiedzę z zakresu przedwojennej obyczajowości obleka sztafażem publicysty – i tyle. Przygody wybranych przez niego bohaterów polskiej sceny artystycznej wciągają tak doszczętnie, że więcej nie potrzeba. Czytelnikowi serwuje się nieznane powszechnie perypetie gwiazd, dziś w zbiorowej świadomości mocno wyidealizowanych, często wręcz odzianych w szaty świętych. Koper nie zrzuca ich jednak z premedytacją z ołtarza, nie ruga, nie kąpie w błocie. Jest wyrozumiały dla słabości, występków, fetyszy. Zwykle tłumaczy przedwojennych celebrytów z najbardziej niemoralnych zachowań. Czuć jego sympatię do wielkich upadłych.

Autor bierze na warsztat najznamienitsze postaci szeroko pojętej kultury przedwojnia. Opisuje z grubsza całe życie każdego z bohaterów, oczywiście z tej nieartystycznej perspektywy. Bruno Schulz okazuje się więc nie tylko cudownym prozaikiem i ilustratorem, ale też fetyszystą i fanem masochizmu. Artur Rubinstein – pianista epoki – daje się poznać jako faworyt warszawskich kokot, o wiecznie niesytej chuci. Wielka Zofia Nałkowska przeistacza się tu w agresywną seksualnie matronę, a królowa art déco Zofia Stryjeńska – w nieokrzesaną choleryczkę.

Koper odrzuca historyczne rzemiosło także w sferze wizualnej. „Życie prywatne…” nie ma przypisów, indeksów, wydane jest na lekkim, pożółkłym papierze, nawet kolor czcionki jest brunatny. Całość jest stylowa, nieco w estetyce retro, tomik ładnie wdzięczy się na półce i zwraca uwagę. Wszystkie te zabiegi mogą sugerować, że celem Autora było dotarcie do każdego, a nie tylko oczytanego w opasłych specjalistycznych tomach Czytelnika.

Co oczywiste jednak, książka, z uwagi na treść, nie zostanie doceniona przez wszystkich. Do pełni satysfakcji z lektury wymagane jest bowiem chociaż minimum wiedzy na temat opisywanych postaci, kontekstu historycznego, czasami doraźnej sytuacji politycznej. Z drugiej strony „Życie prywatne…” jest też wyborną okazją do zainteresowania kogoś twórczością kulturalnego panteonu II RP. W końcu delektowanie się „malinowym chruśniakiem” Leśmiana będzie o wiele smaczniejsze, jeśli będziemy wiedzieć, z kim po nim swawolił… Książkę można też podrzucić fascynatom kolorowych pism, z zamiarem przechrzczenia ich na odbiorców sztuki. Jedynie osobom wybitnie pruderyjnym radzę stronić od recenzowanej pozycji.

A więc – Koprowi udało się to, co niewielu. Połączył rozrywkę z historią w sposób wyważony, a jednocześnie wyrazisty. Jest łatwo, lekko i przyjemnie, ale też intrygująco, nietuzinkowo i świeżo.