Wspomnienia i pamiętniki zawsze były i będą wysoko cenionym źródłem historycznym. Pamiętniki i wspomnienia wojskowych oprócz tego, że są bogatym źródłem, dodatkowo są też najprawdopodobniej najpoczytniejsze. Należy jednak zauważyć, że trzeba do nich podchodzić ostrożnie i czytając lub studiując je, winno się poza uwagą dysponować pewną wiedzą historyczną, często nawet sporą. Dlaczego? Ponieważ wspomnienia są zawsze subiektywnym dokumentem i opisem wydarzeń, a o ile pół biedy, gdy dotyczą wydarzeń „czasu pokoju”, to jeśli dotyczą wspomnień wojennych – jak w tym wypadku – już gorzej, tym bardziej, że są to wspomnienia członka Waffen-SS. Już przy recenzji wspomnień łotewskiego ochotnika w składzie Waffen-SS, pisałem, że czekałem na te wspomnienia. No i się doczekałem.

Wspomnienia wojenne Hendrika C. Vertona, „W piekle frontu wschodniego. Byłem holenderskim ochotnikiem w Waffen-SS”, wydało znane wszystkim wydawnictwo Bellona w najwyraźniej w nowej serii wydawniczej „Wspomnienia frontowe”, w której poza tym tytułem wyszły również wspomnienia Richarda W. Byrda „Od kampanii w Polsce do klęski Rzeszy. Wspomnienia niemieckiego grenadiera pancernego”, ale o tym w innej recenzji. Seria zapowiada się i wygląda obiecująco.

Autor podzielił książkę na dokładnie dwadzieścia trzy rozdziały, w których opisuje nie tylko przeżycia wojenne, ale i lata młodzieńcze w ojczystej Holandii oraz lata powojenne. Skupiając się nadal na samym wydaniu książki, należy zwrócić szczególną uwagę na pracę redaktora i napisany przez niego wstęp. Praca ta przy tak subiektywnym źródle zasługuje na szczególną pochwałę, redaktor nieraz musi uściślać, korygować i naprostowywać autorskie „wybiegi” mające na celu pokazanie jego wersji wydarzeń historii XX wieku i II wojny światowej. Oczywiście autor ma do tego prawo, w końcu to jego wspomnienia, jednak Czytelnik musi wiedzieć, co o takim czy innym poglądzie mówią historycy czy najnowsze ustalenia. Wprost przeciwnie wypowiem się jednak o pracy tłumacza, którego zgryźliwości w przypisach i niepotrzebne komentarze sprawiły tylko, że czasem przy lekturze naprawdę byłem zirytowany i odechciewało mi się lektury (s. 127, 207, 223). Otóż tłumacz wcielił się w rolę – momentami – samego autora i wyraża oburzenie treścią książki, dodając zgryźliwe i niepotrzebne – pisząc grzecznie – komentarze, nawet odnośnie uczuć samego autora. Jeśli to ma być fachowa redakcja źródła historycznego, to ja pięknie podziękuję. Teraz czas na jeszcze odrobinę pozytywów, do których należą zdjęcia z archiwum rodzinnego autora oraz jego rysunki i ryciny, które nie są „wkładką” do książki, ale integralną częścią tekstu.

Hendrik C. Verton w pamiętnikach proponuje Czytelnikowi nie tylko stricte wojenne wspomnienia, których ten by się spodziewał. Oczywiście opisuje moment wstąpienia do Waffen-SS (zresztą jego starszy brat Evart wstąpił na ochotnika kilka miesięcy przed nim), ciężkie, mozolne i wyczerpujące szkolenie, czas wolny, szaleństwo młodego żołnierza na urlopie oraz walkę na froncie wschodnim od 1941 do 1945 roku. Poza tymi wydarzeniami autor stara się nakreślić swoją osobę i swoje najbliższe otoczenie. Tak więc Czytelnik nie tylko dowie się co nieco o najbliższej rodzinie autora, ale i o znajomych oraz społeczeństwie, w którym dorastał i się wychowywał. Verton opisuje zafascynowanie jego i kolegów z klasy wielkimi wodzami historii jak Napoleon Bonaparte, ale w szkole średniejd fascynował się zupełnie czymś innym, a była to Holenderska Partia Narodowosocjalistyczna.

Autor opisuje nie tylko bliskie mu środowisko, co jest nadzwyczaj cenne, ale i wydarzenia końca lat trzydziestych XX wieku, początek wojny aż do zajęcia zachodniej Europy przez III Rzeszę i widziane z lądu wydarzenia „bitwy o Anglię”. Co ciekawe, pozwala sobie na mały kurs historii Niemiec i zabawę w publicystę historycznego – szczerze mówiąc wyszło mu to średnio, ale na szczęście od tego jest redaktor, żeby takie sprawy prostować. Jednak na szczególną uwagę zasługują opisy nastrojów w kraju w czasie niemieckiej inwazji, upadku morale armii holenderskiej i oburzenia społeczeństwa ucieczką z kraju panującego domu orańskiego. Podziwiali za to Leopolda III, króla Belgów za pozostanie z poddanymi. Opisuje, na razie sporadyczne, kontakty ze stacjonującymi na jego rodzinnej wyspie żołnierzami niemieckimi a w szczególności serdeczne wizyty i spotkania z niemieckimi pilotami w czasie boju o przestrzeń powietrzną Wielkiej Brytanii. W późniejszych rozdziałach opowiada o swojej służbie koszarowej, walce i służbie na froncie wschodnim, późniejszym pobycie w szpitalu i kolejnych urlopach w domu oraz powrotach na front.

Walczył między innymi w końcowej fazie wojny na terenie Prus Wschodnich, Śląska, Festung Breslau (twierdzy Wrocław) i już na terenie Rzeszy. Przez krótki czas mieszkał z niemiecką narzeczona na terenie Polski, jednak musieli wyjechać z jej Wrocławia bardzo szybko i zamieszkali w zachodnich Niemczech, a raczej na terenie okupowanym przez aliantów zachodnich. Wspomnienia na tym jednak się nie kończą i Verton pozwala sobie na opis życia na wygnaniu w powojennych Niemczech, nastrojów wśród nie tylko holenderskich uciekinierów w powojennej rzeczywistości i kontaktów z byłymi dowódcami i kolegami z Waffen-SS.