Dla Polaków sprawa zbrodni katyńskiej jest chyba najważniejszym, a z pewnością najbardziej bolesnym epizodem II wojny światowej. Wynika to nie tyle z samego faktu dokonania masowego mordu na polskich oficerach i intelektualistach, co z otaczających ten fakt kłamstw, często nad wyraz bezczelnych i nieudolnych. Pozycji naukowych czy popularnonaukowych na temat zbrodni i zasłony milczenia wokół niej jest jednak wciąż niewiele. Lukę tę próbuje zapełnić Wydawnictwo Dolnośląskie, publikując książkę „Kłamstwo katyńskie. Historia pewnej manipulacji” niemieckiego dziennikarza Franza Kadella.

Pozycja ta nie jest już najmłodsza, w księgarniach naszych zachodnich sąsiadów ukazała się w roku 1991, w związku z czym nie znajdzie tu Czytelnik informacji choćby o stosunku Władimira Putina do zbrodni i decyzjach rosyjskich sądów w tej kwestii – a więc zagadnień z początków ubiegłego roku. Wydawnictwo mogło w porozumieniu z autorem zatrudnić jakiegoś historyka, który opisałby ostatnie wydarzenia, lecz trudno mieć o to pretensje. Tym bardziej, że wartością samą w sobie jest tutaj właśnie osoba, czy raczej narodowość, autora. W naszym kraju zwykło się bowiem zwracać uwagę na to, czy zagraniczny autor traktuje Polskę i Polaków – a już zwłaszcza wszystko, co związane z narodową martyrologią – z należytą atencją; widać to choćby w wielu recenzjach książek Normana Daviesa. Franz Kadell nie musi się jednak obawiać oskarżeń o polakożerstwo.

Stosunek autora do Polski, ale i do Niemiec, jest wzorowo neutralny, czego nie można za to powiedzieć o jego podejściu do władzy radzieckiej i jej polskich popleczników. Tutaj przez treść przebija się jednoznaczna niechęć, która jednak nie dziwi, jeśli weźmie się pod uwagę, o czym ta książka opowiada. Na 270 stronach dostanie Czytelnik kawał dobrej – bardziej historycznej (przypisów jest w sumie 835, co daje średnią 3,1 przypisu na stronę) niż dziennikarskiej – roboty, która zgodnie z tytułem koncentruje się nie na samym morderstwie (o którym Czytelnik dowiaduje się tyle, ile później będzie potrzebował do interpretacji faktów i zrozumienia istoty kłamstw), ale na późniejszym spisku wokół niego mającym ukryć, że dopuścili się go Sowieci i zrzucić winę na nazistowskie Niemcy.

Franz Kadell opisuje pięćdziesiąt lat rozpaczliwego podtrzymywania zasłony milczenia, począwszy od pierwszych kłamstw Stalina i Berii, których słuchać musiał Władysław Anders próbujący odzyskać uwięzionych, jak myślał, oficerów do swojej armii, poprzez pseudonaukowe ekspertyzy Sowietów na miejscu zbrodni i ich, mający apogeum w trakcie procesów w Norymberdze, spisek z mocarstwami zachodnimi, zwrot tych ostatnich o sto osiemdziesiąt stopni w czasie wojny koreańskiej, zagłuszanie tych Polaków, którzy w PRL-u mieli dość odwagi, by nie zgadzać się twierdzeniami o winie faszystów, aż do historycznego przekazania dokumentów NKWD dotyczących zbrodni. Pewną nowością dla polskiego czytelnika będzie wiedza, jak rząd powojennych Niemiec – jednych i drugich – reagował na oszczerstwa pod adresem wojsk niemieckich; bo jak by nie patrzeć na nazistowskie zbrodnie, w tej kwestii były to po prostu oszczerstwa obliczone głównie na reakcję „skoro zabili tyle milionów ludzi, to pewnie te paręnaście tysięcy też”.

Wydawnictwo jako takie spisało się – tradycyjnie już w przypadku tej firmy – dobrze, ale nie wzorowo. Sama książka wydana została na ładnym papierze, ozdobiono ją też paroma ciekawymi zdjęciami, ale sito korekty okazuje się jakby takie trochę nazbyt dziurawe. Znalazło się kilka literówek czy błędów w rodzaju „roku 1982 roku”, ale też potknięcia większego kalibru. Ot choć zamiast Okulickiego w jednym miejscu mamy Obolickiego (kontekst zdania jasno wskazuje, że ów Obolicki to właśnie legendarny „Niedźwiadek”), trochę dalej społeczeństwo przechodzi nad faktami „do porządku dziennego” (powinno być: do porządku). Niby wszystko jest zrozumiałe, ale jednak w wydawnictwie z wyższej półki – a o takim niewątpliwie mówimy – takie głupie potknięcia nie powinny się zdarzać.

W jednej z recenzji trafiłem na opinię, iż „Kłamstwo katyńskie” czyta się niczym dobry kryminał. Ze tak powiem: nie przesadzajmy. Faktycznie mamy tutaj nawet tajemnicze morderstwa i podejrzane samobójstwa, jest to jednak książka naukowa niemająca w sobie niczego z prawdziwego kryminału. Przede wszystkim dlatego, że sprawca znany jest od samego początku i wszystkie bez wyjątku dowody przemawiają na jego niekorzyść.